Tusze do rzęs to kosmetyk, który najbardziej lubię testować. Zawsze staram się szukać perełek wśród tych z niższych półek cenowych, jak na razie jeszcze się na nich nie zawiodłam. Tusz, o którym dzisiaj mowa jest dość sławny na blogach i ogólnie zbiera dobre opinie. Dostałam go od firmy Wibo na jednym ze spotkań blogerek w Lublinie. A jakie jest moje zdanie o nim? Zapraszam dalej...
|
To zielone opakowanie z pewnością zna każda blogerka :) |
|
Szczoteczka zdziwiła mnie swoim minimalizmem |
|
Porównanie z Astor Play it big |
Maskara ma za zadanie pogrubiać i stymulować wzrost rzęs. W to drugie ciężko mi uwierzyć, ale niech będzie. Pogrubienie jest widoczne przy drugiej warstwie, ale efektu wow raczej nie zobaczycie. Ważne jest to, że utrzymuje podkręcenie rzęs, ja zawsze używam zalotki przed pomalowaniem- bez niej moje rzęsy są dużo mniej wyraźne. Szczoteczka pomimo niewielkiego rozmiaru dobrze pokrywa rzęsy i nie skleja ich, nie nabiera też zbyt dużo tuszu. Nie znalazłam informacji czy jest wodoodporny, ale mogę potwierdzić, że jest bardzo trwały. Przekonałam się o tym podczas powrotu ze spotkania blogerek w Chełmie. Spacer w burzy wiadomo, makijażowi nie służy :) Jak się okazało później mój tusz ciągle był na rzęsach! Minusem może być fakt, że dość szybko wysycha, ale opakowanie nie jest duże więc powinno się go zdążyć zużyć. Ja go mogę szczerze polecić, jeżeli szukacie trwałego, taniego tuszu.
Teraz czas na efekty na moich rzęsach:
|
Rzęsy podkręcone zalotką |
|
Jedna warstwa |
|
Dwie warstwy a na dolnych rzęsach jedna |
Pojemność- 8ml
Cena- ok 10zł
Do nabycia min. w Rossmanie
A jak się u Was sprawdził?